Tankujemy po drodze w jakiejś małej osadzie (1,66$). Trochę to przypomina zagubioną osadę na pustkowiu :) Dojeżdżamy do Kings Canyon i znów wędrówka. Jasio trochę marudzi, że niby nic ciekawego. Na szczęście "gubi się" jak zwykle. Fantastyczne widoki. Po 2,5 godz. jestem przy samochodzie. Jasio jeszcze na spacerze w wąwozie (zgłosił się przez walkie-talkie). Jedziemy do Kings Canyon Resort. Hotele tez drogie, ale camping (domki) już tańsze i są dostępne :) Piwo zimne i dobre, nalewane do szklanek prosto z lodówki, w barze :) Choć nie najtańsze... ;-)