Poranna pobudka. Szybki prysznic i śniadanie. Jedziemy zobaczyć muzeum Old Ghan. Jeszcze zamknięte oczywiście, ale najważniejszy eksponat pewnie i tak stał na dworze. I sam dworzec też :) Teraz na przeciwną stronę miasta, do siedziby dawnego telegrafu. Tu już czekali na gości. Piękna okolica, zagospodarowana do piknikowana. Skansen dawnego telegrafu - to w sumie nie tak dawna historia, a jednak już historia. To miejsce to także miejsce narodzenia nazwy miasta. Urocze. Tankujemy potężny zbiornik Nissana i oddajemy auto. Kupujemy bilet na autobus do Adelajdy (2 osoby to już zniżka :). Wyjazd w sobotę o 10:00. Przechodzimy deptakiem - bardzo ładny, gdyby nie skupiska miejscowych, którzy sprawiają dziwne wrażenie, że nie bardzo mają co ze sobą zrobić... Potem tak zwany "czas wolny", więc tradycyjnie siadam do komputera i wrzucam kolejne fotki dla znajomych. I tak zrobiło się południe, o czym przypomniał głód. Wracam do motelu. Po posiłku idziemy rezerwować dalszą podróż. Ostatecznie decydujemy się na samochód w Adelajdzie i nim udamy się na wyspę Kangura. Po drodze jest prom. Nie jest to tania impreza :( ale bez samochodu - czyli przejazd autobusem - nie wychodziło jakoś tanio, a po wyspie też trzeba się jeszcze jakoś poruszać. Ten fragment wycieczki wyraźnie nie został wcześniej sprawdzony i zaplanowany :) No nic to, podobno warto :) Znowu kupuję jakieś pamiątki - dla siebie i córki. I piwo na kolację ;-)