Teraz długa droga do Sydney. Niby tylko 120 km, ale z tego chyba połowa to już przedmieścia miasta, więc prędkość podróżna spada. O 15:30 jestem w schronisku, rzucam bagaż i przebijam się do wypożyczalni. Nie jest łatwo, nigdzie skrętu w prawo ;-) No dobra a gdzie tu mają stację benzynową? Obieram jedynie słuszny kierunek. Wreszcie staję i pytam miejscowych. Jeszcze 100 m i sam bym zobaczył :) Oddaję samochód, zjadam rybę i kałamarnicę. Idę w kierunku Opery. Powoli się ściemnia. Koło portu (przystani) spotykam Jasia! Jaki ten świat mały :) Chwilę gadamy. Podobno ulewa zalała Jasia w namiocie na kempingu ;-)
Fotografuję Harbour Bridge, Operę, port, City. Idę na most. Niesamowity jest ten widok miasta nocą (raczej późnym wieczorem). Po 22-ej jestem w schronisku. Internet nie otwiera polskich stron. O północy zasypiam.