Po 10-tej wylatujemy na autostradę M5. Naładowany tablet przydaje się prawie od początku - lecą bajki :). Zaczyna padać coraz mocniej. Tuż przed granicą z Serbią przejaśnia się. Budzi się w nas nadzieja na słońce. Jednak po przekroczeniu granicy robi się coraz ciemniej. Autostrada ma słabą nawierzchnię a z nieba zaczynają lać się strumienie wody wzmocnione silnym wiatrem. W oddali widać pioruny. Tuż przez Belgradem musiała przejść wichura, bo nawet przydrożne tablice drogowe są powyginane.
Dziś "dzień dziecka", więc miał być McDonald. Niestety ten przed Belgradem nieczynny (wichura i brak prądu). Następny po niewłaściwej stronie drogi. Żadna mapa nie podpowiedziała, gdzie jest następny, więc nie ryzykujemy zjazdu do centrum i poszukiwań. Za Belgradem jest Ikea, więc wstępujemy. Dzieciom wzięliśmy kurczaka - słaby wybór (mięso suche i łykowate). 60 km dalej mijamy McDonalda :(
Na granicy niewiele samochodów, ale ze 20 minut trzeba było poczekać.
W Skopje ciepło (26 st.), choć to już wieczór. Apartament bardzo fajny, tylko samochód trzeba zostawić kawałek dalej. Ale organizacja spoko, bo zamówili 2 taksówki i zawieźli pod apartament. 3 sypialnie, 2 łazienki, aneks kuchenny, WiFi :)