Przed 12-tą byliśmy już na lotnisku. Jasio został przy aucie, a ja poszedłem zdać samochód. Wracam - Jasia nigdzie nie widać. Idę znów do hali przylotów i... jest! ... w asyście policji :) Filmował, więc go spisali :)
Z lotniska wróciłem autobusem, a Jasio "zwiedzał" na piechotę. Nieźle się przy tym spiekł. Korzystając z chwili wolnego dorwałem się do komputera w pobliskiej kafejce internetowej. Jednak zrzucenie fotek z aparatu na przenośny dysk nie udawało się :/ Przegrałem więc poprzez komputer i wysłałem kilka fotek. Notabene wieczorem ponowiłem próbę zrzutu fotek i wydaje się być ok.
Kupiliśmy bilety (po 305$) na pociąg The Ghan na poniedziałek. Niestety tory uszkodzone przez deszcze, więc do Katherine zawiozą nas autobusem i dopiero tam przesiadka na pociąg. Szkoda, że pociągi tak rzadko jeżdżą (dzisiaj był), bo może jeszcze 4 dni w Darwin to za długo? Ale teraz trzeba by jechać autobusem, a z Alice Springs pociągiem. A to nie współgra z terminem wypożyczenia samochodu...
Zimne piwko australijskie (Jasio już chciał zamawiać germańskie, bo najlepsze ;-) przy głównej ulicy w leniwy, upalny dzień, to całkiem miłe zajęcie :) I przypatrywanie się przechodniom... Na zakończenie spacer do dzielnicy "rządowej".