Zgodnie z rozkładem o 7-ej jesteśmy a Adelajdzie. Niedzielny poranek strasznie senny. Zostawiamy bagaże w przechowalni i idziemy szukać noclegu (na czas, jak wrócimy z wyspy). Nic z tego - te najtańsze śpią i zapraszają koło południa. Zwiedzamy więc miasto (tzn. Jasio leci na dworzec spytać o okulary). Chodzę po centrum. Wokół widać sporo wieżowców, ale ulica, dwie w bok i zabudowa jak na dalekim zachodzie. Deptak. Wszystko dopiero budzi się do życia. Rozstawiają się kramarze. Będzie też jakiś festyn. I wszędzie widać już uczestników zawodów międzynarodowych policji i straży pożarnej. Przez North Tee idę w stronę mostu. Mijam uniwerek, Centrum Festiwalowe. Przechodzę przez most i dochodzę do kościoła.
Wracam na plac Victorii, skąd odjeżdża tramwaj (jedyna linia) do Glenelg. Zaplanowałem przejazd historycznym tramwajem (3,20$). Glenelg trochę przypomina Sopot. Hotele i rezydencje nad wodą, molo (to akurat słabiutkie ;-). Ładna głowna ulica, z parterowymi domami. Morze ciepłe, ale brak słońca (chowa się ciągle za chmurami) pewnie sprawia, że na plażowanie mało chętnych. Wracam do miasta. Przejeżdżam kawałek darmowym autobusem (jednym z dwóch). Idę zobaczyć Pałac Gubernatora. Do wnętrz jednak za duża kolejka. Wypijam sok ze świeżych owoców i sprawdzam w necie ofertę Avisu. Jest korzystniejsza niż pociąg do Melbourne . Ale nie mogę znaleźć kodu zniżkowego, więc rezerwację zrobię później. Teraz idziemy do wypożyczalni Thrifty. Po kilku minutach wyjeżdżamy białym Getzem. Zabieramy bagaże z przechowalni. Ale motele w okolicy dworca PKS ;-) nie mają pokoi 2-osobowych. Trudno. Czas więc jechać na prom. Mała zmyłka Jasia, ale odnajdujemy właściwy kierunek. W porcie jesteśmy chwilę przed czasem, więc dokonuję jeszcze rezerwacji samochodu w Avisie na przejazd do Melbourne.