Nieco zmęczeni wczorajszą wycieczką postanowiliśmy zostać dzień dłużej na Ko Samui. Po śniadaniu chwilę odpoczywaliśmy, by ruszyć plażą na spacer i sprawdzać co jakiś czas, czy nie pojawi się darmowy internet. Widzieliśmy na plaży całkiem sporego kraba (w Indonezji były dużo mniejsze), ale biegał za szybko, by został uwieczniony.
Mimo spacerowego tempa pot lał się non stop. Tak więc przed pójściem plażą w drugą stronę wstąpiliśmy do naszego hotelu na orzeźwiającą kawę mrożoną. Czas też najwyższy, by zastanowić się nad planem dalszej podroży. Tak więc zamiast spaceru pożyczyliśmy skuter i pojechaliśmy do cywilizacji ;) W porcie kupiliśmy przejazd do Krabi (pick up z hotelu, prom, autobus - 1160 batów za 2 osoby). By zapłacić potrzebna była gotówka, ale pani była bardzo uprzejma i poprowadziła nas na skuterze do kantoru (29,96 batów za 1$). Agnieszka dopytała przy okazji o knajpkę z internetem i po chwili zaczęliśmy uzupełniać wpisy na blogu (Coffee Island przy porcie). Aga zjadła pizzę z owocami morza, ja kurczaka w sosie słodko-kwaśnym. Jakoś inaczej smakuje niż w kraju :) Na Nokię pobrałem mapę Tajlandii, bo w domu nie skończyłem. Zarezerwowaliśmy miejsce w City Hotel (5 nocy z klimą za 2700 batów). Aga wrzuciła trochę fotek, a ja bezskutecznie przez dłuższy czas próbowałem przekopiować notki zapisane w tablecie z office'a do bloga. Aż zapadł wieczór i trzeba było ruszyć.. Pojechaliśmy jeszcze kawałek na północ, ale nie było nic ciekawego, więc wróciliśmy do hotelu.
Pakujemy plecaki i uzupełniamy dalej wpisy, bo internet wreszcie działa :)