Nikt dokładnie nie pamięta, o której dzieci wstały, bo wszystkie "tykacze" zostały unieruchomione jeszcze przed pójściem spać :) Pierwszy obudził się Wiktor i chyba nawet nie była to jakaś szczególnie wczesna pora, ale nie było chętnych do wstania i tak długo kręcił się po naszym łóżku, aż w końcu zasnął głaskany moją ręką. w ten sposób obudził się ponownie koło 10-tej :) Niestety Amelka była bardziej odporna na nasze działania i Aga zwlokła się z łóżka, dała coś do jedzenia, włączyła bajkę itd. Wiktor rozpoczął pobyt mocnym akcentem: sobie tylko znanym sposobem padł do przodu nie chroniąc twarzy. Na szczęście załapał się na wykładzinę i tylko przygryzł dolną wargę.
Po śniadaniu poszliśmy na lokalny basen, gdzie dzieci chętnie pluskały się w brodziku. Po godzinie uznaliśmy, że słońca na pierwszy dzień jest dość i po małym conieco pojechaliśmy w stronę centrum. Dzieci zasnęły. Pozwiedzaliśmy więc miasto z samochodu i ostatecznie skierowaliśmy się do Caleta de Fustes, by zjeść obiad i pójść na plażę. Ryba była bardzo dobra, ale Wiktor jakoś wolał dziś same ziemniaki. Natomiast Amelka, która wcześniej sugerowała, że lody i tylko lody, połykała jeden kawałek ryby za drugim :)
Plaża jest spora i piaszczysta, ale w samej wodzie nie ma piasku, tylko kamienie. Co dziwne, Amelce to nie przeszkadzało! Być może plaże w dalszej, hotelowej części są bardziej piaszczyste...
W drodze powrotnej wstąpiliśmy tym razem do centrum handlowego, uzupełniając nasze zapasy. Tym razem w drodze do apartamentu zasnął na dobre Wiktor, ale Amelka po kąpieli też poszła w jego ślady. Agnieszka położyła się po kolacji w salonie, tylko na chwilę i mam problem, żeby przekonać ją do zmiany miejsca ;-)