Dziś dzieci dały nam pospać :) Wstajemy po 9-tej. Jednak do Międzygórza dojeżdżamy koło 12-tej. Wszystkie mijane parkingi już zapchane, ale my i tak jedziemy do samego końca, pod skocznię. Tu z miejscami nie jest lepiej, ale udaje nam sie przytulić bezpiecznie między innymi samochodami.
Ruszamy spokojnym krokiem wzdłuż potoku. Potem droga skręca w lewo i do góry, ale to i tak w zasadzie początek ;-) Ostry skręt w prawo, w las i droga zamienia się w ścieżkę. Co jakiś czas chwila postoju na drobną przekąskę, picie lub zdjęcie/założenie bluz. Dochodzimy do schroniska, ale decydujemy najpierw zdobyć szczyt a dopiero potem zrobić odpoczynek. Tu już zmęczenie daje się wszystkim we znaki, niby mało zostało do szczytu, ale jest ostrzej pod górę niż wcześniej. Po 2 godzinach i 36 minutach stajemy na Śnieżniku (1426 m), pokonując 6,62 km! Odpoczywamy, zjadamy czekoladę, robimy zdjęcia.
Schodzimy do schroniska. To jest dużo mniej turystów niż podczas podejścia, ale i tak w kolejce do bufetu zeszło nam ponad pół godziny. Strach myśleć co działo się wcześniej ... Zamówiliśmy pomidorową i chyba ostatni tego dnia bigos. O szarlotce jabłkowo-jagodowej można tylko pomarzyć, bo skończyła się chyba z samego rana. Nie brakuje natomiast piwa Śnieżnik (browar Nysa).
Posileni udajemy się niespiesznie w drogę powrotną. Teraz także zakładamy/zdejmujemy bluzy, popijamy, wyjadamy resztę smakołyków i robimy zdjęcia. Na ostatniej prostej droga naszym szkrabom już się dłuży, ale nie możemy narzekać - byli dzielni. Zresztą mam wrażenie, że sumarycznie byli mniej zmęczeni od nas ;-)
W sumie zrobiliśmy ponad 13 km w ciągu 5 godzin.
W drodze powrotnej wstępujemy zobaczyć wodospad Wilczki i zjeść coś słodkiego. A po powrocie do pensjonatu idziemy zregenerować się choć trochę do tutejszej sauny.