Dzisiaj od rana za oknem deszcz. Mimo zmiany czasu wstajemy po 8-ej, więc nie jest najgorzej ;-)
Po śniadaniu wskakujemy w autobus i po pół godzinie przesiadamy się w pociąg. Wysiadamy w Helsingor i walcząc z wiatrem i deszczem dochodzimy do twierdzy. Fosy, bramy, umocnienia skutecznie bronią dostępu do samego zamku - zbudowany w 16 wieku. Pożar i odbudowany w 17 wielu. Później pełnił rolę więzienia a potem koszar wojskowych. Wykorzystywany jako rezydencja królewska. Wpisany na listę dziedzictwa UNESCO. Kojarzony z szekspirowskim Hamletem.
Po zwiedzaniu zamku, które Makary przespał praktycznie całkiem w bramie, kierujemy się do akwarium. Moją uwagę zwraca napis Street Food, ale rodzina reaguje dopiero za drugim razem. Wchodzimy do hangaru, a tam... raj dla głodnych ;-) Kilkanaście kuchni z całego świata, dania mniej więcej od 60 do 150 koron, każdy może sobie coś wybrać smacznego :)
Posileni wychodzimy w największy deszcz. W deszcz to mało powiedziane, to była ulewa. I choć do przejścia mieliśmy może 200 metrów, to kurtki i nogawki spodni były mokre.
Ale skoro i tak byliśmy mokrzy, to jeszcze mogliśmy dotykać w wodzie różne stwory morskie, jak płaszczki, kraby i inne :) Natomiast jakieś kilkanaście minut później okazało się, że całość akwarium to raptem 2 pomieszczenia i nigdzie nie widać podwodnego tunelu. Bo to jednak nie o tym akwarium czytała Aga :) Tamto jest położone w centrum Kopenhagi i faktycznie ma podwodny tunel, ale też Copenhagen Card nie zapewnia tam bezpłatnego wejścia.
Zaglądamy jeszcze do muzeum morskiego M/S, położonego w dawnym suchym doku (!). Pamiątki z dawnych podróży, tematyka marynistyczna w modzie, piosenkach, filmach, rozwój portów, różne ciekawostki. Zbiór modeli statków, przekrojowo przez lata. A także tematyczny plac zabaw.
Pod wieczór wypogodziło się, wyszło nawet słońce i jest wyraźniej cieplej.