Zbliżamy się do wyspy. Port coraz bliżej. Widać tłumy czekające na prom. Chyba na nasz :) Dobrze, że już wysiadamy. Odczekaliśmy, aż cała kolejka minęła i wyszliśmy na pokład. Wszystkie plecaki rzucone na brzeg. Skąd oni wiedzą, kto tu wysiada? :) Zlokalizowałem nasz plecak i ruszyliśmy na brzeg. Po drodze oczywiście zaczepiali nas naganiacze i proponowali transport taksówką (za 500 batów). A można było wziąć mini-busa za 150 batów od osoby - jeszcze przed ruszeniem z portu były takie propozycje. I może nawet byśmy się zdecydowali, gdyby nie to, że najpierw pani źle zrozumiała gdzie jedziemy i taka cena była za podróż na drugą stronę wyspy (30 km). A my mamy tylko 7 km i niby też po 150 batów ;-)
Tak więc ominęliśmy port / parking i ruszyliśmy w stronę Taling Ngam. Wkrótce podjechała taksówka i po krótkich targach wsiedliśmy (250 batów). I całe szczęście, bo zaraz znowu zaczęło padać :) Po paru minutach byliśmy na
miejscu, gdzie wybiegł nam na spotkanie Włodek. Zaraz też dostaliśmy soczek na powitanie i przydzielony domek z widokiem na Garden ;-) Domek ma klimę, tv, lodówkę (zaopatrzoną :) i super łazienkę, z której chętnie po chwili skorzystaliśmy. Co za ulga :) Potem całą ekipą poszliśmy na obiad do pobliskiej knajpki "U mamy" (tak ochrzczonej przez ekipę). Po obiadku Agnieszka przyłożyła głowę do poduszki, a ja zacząłem uzupełniać wpisy w blogu. Wkrótce przyszedł Włodek i wyciągnął nas na imprezę imieninową. I tak spędziliśmy miło wieczór :) Przed snem wskoczyliśmy z Agnieszką do basenu :) Wokół cisza, widok na morze.... super :)