Na śniadanie poszliśmy do wczorajszej włoskiej knajpki. Dla mnie zestaw śniadaniowy amerykański (150 batów), Aga zamówiła sandwicha i kawę (też 150). Prawie też wypożyczyliśmy tam skuter za 150 batów, ale po zajęciu miejsc okazało się, że ma dużo więcej pedałów niż normalnie - to nie był automat :) Wróciliśmy więc do hotelu i tu wypożyczyliśmy Yamahę (250 batów/dzień). Tradycyjnie też trzeba było zacząć od tankowania (do pełna, za 150 batów). Paliwo jest w cenie od 35 do 45 batów, zależnie od rodzaju i stacji. 91 wlewane do skuterów jest zwykle najdroższe. W hotelu udało się też zdobyć mapę Krabi i okolic - ruszyliśmy do świątyni jaskini tygrysa (Wat Tham Sua), położonej tuż za miastem. Zaczynamy od spaceru po dolince, gdzie mnisi medytują, jest kilka jaskiń i starych, dużych drzew. Widzieliśmy też dużą jaszczurę, miała co najmniej 40 cm + ogon :)
Na pobliskim szczycie jest oczywiście buddha i prowadzą do niego schody. Stopni jest ponad 1200 i coś nas podkusiło, żeby się tam wdrapać. Początek był nawet szybki, schody niskie, ale potem schody zrobiły się strome i wysokie (co najmniej jak 3 stopnie dolne). Wejście mimo wcześniejszych wspinaczek nie było łatwe. Ale warto było :) Zejście poszło sprawniej, choć Agnieszkę bolały potem łydki.
Sama jaskinia tygrysa nie wzbudziła naszego dużego zainteresowania, ot jaskinia przerobiona na świątynię ;-)