Po wczorajszym późnym powrocie zapadła decyzja o wcześniejszej pobudce. Udało się :) Wyjazd chyba też był trochę wcześniejszy. Na autostradzie do Florencji ruch umiarkowany i bez korków. Samo miasto dość duże i trochę trwało nim udało się dojechać do centrum, gdzie zresztą gęsto rozstawione znaki zakazu wjazdu bądź ruchu, chyba ze względu na zanieczyszczenie powietrza. Ale kto by zdążył przeczytać to wszystko, zwłaszcza po włosku ;-)
Namierzyliśmy parking tuż koło Ponte Vecchio - mostu ze sklepikami. Parking okazał się garażem, w którym samochody stały zaparkowane dosłownie na milimetry. Gdy parkingowy zaproponował, że zaparkuje, to szybko zabraliśmy rzeczy, żeby się nie rozmyślił ;-) Tylko cena jest mało atrakcyjna (prawie 9 euro za godz.).
Przeszliśmy przez most i zatopiliśmy się w zabytkowe uliczki starego miasta - wpisanego na listę UNESCO. Tym sposobem dotarliśmy na plac San Giovanni z Baptyserium św. Jana Chrzciciela, do którego prowadzą 3 pary konsztownie wykonanych drzwi z brązu. Najstarsze XIV-wieczne od strony południowej. Tuż obok jest plac katedralny z ogromną katedrą Santa Maria del Fiore. Fasada katedry została wyłożona marmurem o trzech kolorach: białym z Carray, zielonym z Prato i bladoróżowym z Maremmy. Zresztą Baptyserium również jest wyłożone biało-zielonym marmurem.
Z katedralnej dzwonnicy można spojrzeć na dachy starego miasta pokryte czerwoną dachówką, na samą katedrę jak i na ludzi spacerujących po placu Katedranym. Do pokonania jest 414 schodów (za 10 euro). Już na górze można się przekonać, że niektórzy podziwiają okolicę z większej wysokości, z samej katedralnej kopuły (463 stopnie do pokonania)! Na podziwianie okolicy z góry warto zarezerwować około godziny.
Wkrótce dochodzimy do Piazza della Signoria - głównego placu Florencji - z Pałacem Starym bądącym od 700 lat siedzibą władz lokalnych. Ozdobą placu jest XVI-wieczna fontanna z figurą Neptuna. Mijamy Galerię Uffizi z najważniejszymi arcydziełami największych artystów wczechczasów: Goi, Canaletta, Botticellego, Caravaggia, Rembrandta, Rubensa czy Rafaela. Widać spore kolejki chętnych do podziwiania tych dzieł.
Znad brzegu oglądamy most Ponte Vecchio i przechodzimy na drugą stronę rzeki. Tam w końcu siadamy coś zjeść. Tym razem prawie wszyscy zamawiają penne. Prawie, bo ja znowu się wyłamuję i jem insalata Zoe. W tej strefie WiFi też spędzamy za mało czasu, by uzupełnić naszego bloga. I ciągle nie mogę zrozumieć, dlaczego geoblog nie uwzględnia orientacji zdjęć :(
Wdrapujemy się po schodach na Piazzale Michelangelo, skąd rozpościera się panorama miasta. Miały być jeszcze ogrody Boboli, ale zmęczenie ekipy upałem i nadzieja na chwilę wieczornego wytchnienia przy piwie na tarasie powodują podjęcie decyzji o powrocie do samochodu. Tankujemy (diesel po 1,62 i coś tam) i autostradą mkniemy do Montecatini Terme.