Czekało nas podróżowanie Oplem Corsa. Jeszcze tylko obsługa dowiozła foteliki dla dzieci i mogliśmy ruszać. Na pocieszenie mogę dodać, że do bardziej znanych i raczej droższych wypożyczalni też były kolejki. A w tamtych ubezpieczenie zwykle nie jest bez udziału własnego...
Mimo braku mapy, nawigacji oraz nazwy miejscowości plan dojazdu przesłany przez gospodarza doprowadził nas bezbłędnie na miejsce. Za oknem krajobraz raczej księżycowy i to nawet tam, gdzie zgodnie z mapą wujka Google jest jakaś puszcza czy inna zieleń :D
Dzieci też pilnie obserwowały co się działo za oknem i po ok. 30 minutach byliśmy na miejscu. Aga ruszyła na poszukiwania gospodarza, który po chwili zjawił się przy samochodzie i zaprowadził naszą trójkę do apartamentu. Tam zostawił nas pod opieką swojej żony a sam ruszył szukać Agi :)
Apartament wyglądał dokładnie tak, jak na zdjęciu. Czyli wszystko było ok :) W stole w kuchni czekała też butelka hiszpańskiego wina (bardzo smacznego!). Szybko rozpakowaliśmy rzeczy i pojechaliśmy do stolicy na zakupy (zgodnie z sugestią gospodarzy można wybrać Lidla lub supermarket w centrum handlowym). Woda w kranie nie jest zalecana do picia, warto więc kupić także wodę w większych baniakach. Aguas Verdes to takie osiedle apartamentów na odludziu, że nawet brak tu zasięgu sieci komórkowej. Ale jest internet. Poza tym 2 baseny i brodzik dla dzieci. Cisza i spokój.
Zakupy zrobiliśmy z Amelką śpiącą w wózku. Po powrocie już się nie obudziła, natomiast Wiktor jeszcze przez dobrą chwilę walczył w łóżku ;-)
My też walczyliśmy ze zmęczeniem (głównie ja), więc na tarasie wypiliśmy po 2 kieliszki wina i padliśmy do łóżka.