Zgodnie z planem zapakowaliśmy się do Boeninga 373-800 i Amelka nie mogła doczekać się startu. Poza tym miała nadzieję, że Babcia też z nią poleci, albo że zaraz potem się spotkamy. Na szczęście po chwili lot ją pochłonął :) Zresztą Wiktor także chłonął sam start i pierwsze minuty lotu z szeroko otwartymi oczami. Żadna bajka nie przykuła uwagi Amelki na dłużej. Chętniej patrzyła, co się dzieje wokół i razem z Wiktorem wędrowała po okolicy ;-) Ciężej znosiła jedynie momenty siedzenie na fotelu z zapiętym pasem. Mimo to ponad 5 godzin lotu minęło na szczęście dość spokojnie, nawet Wiktor zasnął na moich rękach pod koniec lotu mimo różnych zapowiedzi załogi.
Po wylądowaniu szybko odzyskaliśmy bagaż i utknęliśmy w kolejce do wypożyczalni samochodów. Tu obsługa zaskoczyła nas pytaniem o adres pobytu na wyspie. A tu pechowo korespondencji mailowej brak w telefonie (bo za stara) a free WiFi lotniskowe jakoś nie zadziałało. Ostatecznie z opisu drogi, jaki mieliśmy wydrukowany, obsługa coś tam sobie wydedukowała i dostaliśmy kluczyki :)