Wyszliśmy z centrum handlowego i mieliśmy skierować się w kierunku plaży. Ale dotarliśmy tylko do placu zabaw i postanowiliśmy nie tracić czasu na spacery w upale. Poszedłem po samochód i ruszyliśmy w kierunku plaż ciągnących się przez kilka kilometrów na południe od miasta. Po minięciu granic miasta Aga widząc rozrzucone kępki suchych roślin wśród piasku stwierdziła, że nad Bałtykiem jednak wydmy są ładniejsze. I nagle asfalt wkroczył na teren czysto pustynny: piaszczyste wydmy po obu stronach drogi a oceanu prawie nie widać :) Widok robi się jeszcze lepszy po ok. 2 km, gdy na horyzoncie nie górują już 2 olbrzymie hotele. Dojeżdżamy prawie do końca plaż i zawracamy. Ups, trzeba uważać - nie każde pobocze jest tu dostatecznie utwardzone! Na szczęście udało się wykopać o własnych siłach ;-)
Po kilkuset metrach parkujemy. Może nie jest stąd najbliżej do plaży, ale samochodów mniej, więc i na plaży pewnie będzie luźniej. Amelka najchętniej już tu by się bawiła w piasku - jej woda do szczęścia nie jest potrzebna. Ale jakoś doszliśmy do oceanu :) który zresztą okazał się cieplejszy niż poprzednio bardziej na południu. Fale były jednak spore, więc dzieci nie były chętne do pluskania, czy nawet do brodzenia przy brzegu. Od morza wiał przyjemny wietrzyk, słoneczko przyjemnie grzało, choć było już po 14-tej. Odwiedziła nas też mała jaszczurka, za którą dzieci poszły potem spory kawałek :)