Skarby obserwowały start niemal z takim samym przejęciem jak podczas pierwszego lotu. Potem sam lot nie budził już takich emocji, choć nadal najlepszym miejscem jest przejście między siedzeniami (choć ciągle ktoś się tam kręci). Drugim ulubionym zajęciem jest zaczepianie współpasażerów (zwłaszcza jak odpowiadają na zaczepki). I mimo późnej pory żadne z dzieci nie miało zamiaru pójść spać. Ostatecznie Wiktor padł z krótkim krzykiem przed zaśnięciem jakieś 1,5 godziny przed lądowaniem. A Amelka pewnie by wytrzymała do końca, ale jak tylko zgasili światło przy podejściu do lądowania tak zasnęła. I już się praktycznie nie obudziła. Na szczęście Wiktor oprzytomniał po wylądowaniu i zasnął ponownie w naszym samochodzie. O tej porze bez zakłóceń dotarliśmy do domu. I jeszcze tylko wnoszenie bagaży na 4-te piętro...