Na plażę San Blast docieramy dość późno. Plaża nieduża, ale miejsce znaleźliśmy. Może długie i strome zejście zniechęca większe tłumy ;) Piasek jest - ciemny i jakby ciągle wilgotny. Woda ciepła, fale nieduże. Siedzimy cały czas w wodzie a i tak dzieci nie chcą wyjść. Obiad (kolację?) jemy na miejscu: kalamary, ryba w całości i pierś z kuraka. Słońce chowa się za wzgórzem, my siedzimy jeszcze chwilę na piasku. W końcu pojawiają się komary i ruszamy do samochodu.