Z żalem opuszczamy apartament, tym bardziej, że od rana przygrzewa słoneczko, choć bez przesady - są 23 stopnie C. Zatrzymujmey się na serpentynach do Omisu, by jeszcze z tej strony spojrzeć na ujście rzeki. I dodatkowe 2 razy przejechać się wąskim tunelem ;-)
Jedziemy wzdłuż wybrzeża, bo to piękna trasa (dzisiaj w zasadzie luźna) a poza tym mamy nadzieję na plażowanie. Od strony lądu zachmurzenie pełne, ale nad morzem jest sporo słońca między chmurami.
Zjeżdżamy w Gradacu. Plaża między Brist a Gradacem jest nietekstylna. Jak tylko się rozłożyliśmy, to słońce schowało się za chmurami. Niezrażeni pływaliśmy w morzu (cieplejsze niż nasz basen w apartamencie) i czekaliśmy na słońce, które ostatecznie pokonało chmury także u nas i miło nam przygrzewało.
Po plażowaniu wolno jechaliśmy przez miasteczko, aby wybrać fajne miejsce na posiłek. Reklama kierowała nas do restaruracji Fado, po drugiej stronie centrum. Skusiły nas stoliki nad plażą, praktycznie przy samej wodzie, oświetlone promieniami słońca. Amelka znalazła swój ulubiony makaron tagliatelle (po długim namyśle zamówiony z łososiem), Wiktor tradycyjnie krewetki (też w makaronie). Cevapcici i zupa rybna dopełniły całości. Dostaliśmy też świeży chlebek (pycha z oliwą). Polecamy :-)