Na pokładzie pełny wypas, czyli dla każdego pasażera własny monitor (filmy, muzyka, gry, mapa lotu) ze słuchawkami i niezaleźnie ustawianym programem (i językiem dla filmów, ale bez przesady, czyli polskiego niet). Agnieszki nieco szwankował na początku, dwa razy się resetował, ale potem już było ok. Można też wysłać mail lub SMS, a nawet porozmawiać przez telefon - wystarczy karta kredytowa :)
Lot upłynął nam na oglądaniu filmów. Oprócz głównego posiłku stewardesy na bieżąco donosiły wodę mineralną. Były też koce i poduszki oraz skarpetki. Po nieco ponad 6 godzinach byliśmy już nad Bangkokiem. Lotnisko ogromne i samo dojście do budynku terminala trochę nam zajęło mimo korzystania z ruchomych chodników :) Kontrola paszportów jakoś długo trwała i kolejki przesuwały się powoli do przodu. Wreszcie idziemy po bagaż i odnajdujemy tylko jeden niebieski worek. Na szczeście w środku jest mój plecak, czyli większość rzeczy mamy :) Agnieszka zgłasza brak bagażu. Nie ma problemu, tylko pytają gdzie dostarczyć? Jutro będziemy na wyspie Ko Samui. Ok, w takim razie proszą o dokładny adres i mamy oczekiwać plecaka na miejscu.
Sprawdzamy możliwość dojazdu do miasta. Najrozsądniej chyba jest pociągiem. Schodzimy na najniższy poziom. Płatność za bilety tylko gotówką, więc wymieniamy 50$ (po kursie 28,98, w mieście można dostać powyżej 29). Do centrum jeżdżą co najmniej dwie linie: ekspresowa w promocyjnej cenie 90 batów (zamiast 150) i normalna w cenie 45 batów za osobę. Ekspresowa nie staje po drodze na żadnej z sześciu stacji, więc jak komuś się spieszy, to może i warto zapłacić 2x więcej ;-)