Pociąg mknie po estakadzie zadziwiająco cicho. Nawet się zastanawiałem czy to nie jest jakiś supernowoczesny pojazd na poduszce magnetycznej... ale nie, jechał po normalnych torach :)
Szybko dojechaliśmy do miasta. Tu na Phaya Thai można się przesiąść do kolejki miejskiej, też jeżdżącej po estakadach nad ulicami. Albo do autobusu. Wybraliśmy autobus, ale jakoś nie udało nam się znaleźć właściwego autobusu w kierunku centrum turystycznego. Po przejściu kilkuset metrów wsiedliśmy po małych negocjacjach w tuk-tuka (120 batów - ciągle słabo negocjujemy ceny ;-). Dojechaliśmy do Kaosan Road. Tam usłużnie skierowano nas do posterunku policji, gdzie odradzono kupować usługi transportowe w okolicy i przestrzegano przed oszustami i złodziejami. Poradzono udać się do biura turystycznego TAT (Tourism Authority of Thailand). "Wynegocjowano" przejazd tuk-tukiem za 20 batów.
Na miejscu okazało się, że przejazd VIP'owskim autobusem (+ prom na Ko Samui) mają w cenie 2490 batów za osobę. Nie była to cena do zaakceptowania, więc podziękowaliśmy i ruszyliśmy ponownie w stronę Kaosan Road - tym razem na piechotę. Odkryliśmy też drugą zgubę tego dnia - Agnieszki komórka wypadła gdzieś po drodze z kieszeni spodni :( Dodzwonić się do niej nie udało, więc już jej nie odzyskamy.
Odwiedzamy kilka biur podróży. Za 700 batów od osoby transportu już nie ma. Znajdujemy ostatecznie ofertę za 1000 batów (od osoby). Płatność tylko gotówką, więc jeszcze mam mały spacer po okolicy do bankomatu.
Do Ko Samui ruszamy dzisiaj o 17:15 więc zostawiamy mój duży plecak w biurze, w którym kupiliśmy przejazd i idziemy coś zjeść. Smażony ryż z krewetkami i duże piwo sprawiają, że nieprzespana noc zaczyna dawać się we znaki. Postanawiamy pospacerować po mieście. W "międzyczasie" lunął deszcz - na szczęście krótko, a my zdążyliśmy schować się pod mostem. Nad brzegiem wracamy do Kaosan Road i Rambuttri - to ulice "turystyczne" Bangkoku. Tutaj jest najwięcej hosteli, restauracji, biur i oczywiście sklepów. Lody w McDonalds smakują może i podobnie, ale nawet przy tej pogodzie dają sporo przyjemności. Czas wracać po plecak i ruszać dalej...