Agnieszka na chybił trafił wybiera nazwę miejscowości nad jeziorem Garda. Po ok. 30 minutach jesteśmy na miejscu. Udaje się nawet znaleźć od razu miejsce i przez park idziemy w stronę jeziora. Co chwila musimy jakoś skręcać, więc niby jest blisko, a ciągle go nie widać :) I jeszcze sklep po drodze, gdzie dokonaliśy wymiany wartości finansowych na odzież (tj. sukienki). Uliczki bardzo sympatyczne doprowadzają nas w końcu do dużego jeziora. A w oddali wysokie góry. Piękny widok. Miasteczko ładnie utrzymane, port. Gorzej z kąpieliskami, bo praktycznie plaży brak. Może gdzie dalej. Ale dla chcących nie ma rzeczy niemożliwych, więc i Szymek dołączył do grona kąpiących się w jeziorze :) Bardolino kusi tabliczkami WiFi, ale okazuje się, że nie jest to darmowy dostęp. Kiepsko :( Nie trafiamy też do knajpy z internetem, więc dziś nowych relacji nie będzie.