Wstępny pomysł na dzisiaj był taki, by powtórzyć plan wczorajszy. Jednak Wiktor, choć praktycznie od rana nie spał, nie zamierzał jakoś zasnąć po naszym śniadaniu. Tak więc zmiana planów i ruszamy nad morze. Aga z Amelką zabiera się samochodem z przyjaciółmi, a ja ruszam po chwili na syrenie wózkiem. Na szczęście syrena już po chwili usypia. Wolnym krokiem docieramy na plażę, gdzie leniuchujemy (plażujemy) prawie cały dzień. Amelka praktycznie nie rusza się z leżaka - to było naprawdę dobrze zainwestowane 20 kun ;-) Słońce opala, a morze przyjemnie chłodzi.
Przed 17-tą ruszamy z powrotem. Przyjaciele jeszcze trochę zostaną. Wiktor nie spał na plaży, więc teraz zasnął w 5 sekund. Po drodze oglądamy jaszczurki i powoli docieramy do apartamentu. Chwilę później zjawiają się Mikołaj(e). Współna kolacja w znanej już konobie koło kościółka (w sumie to kościół, ale w porównaniu do naszych budowli, to ten był raczej miezerny ;-)