I na lody!
Ale zacznijmy od poczÄ…tku :-)
Wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy na plażę Branac veli. Jak można się było spodziewać było prawie pusto - tylko jedna para, przy czym pan łowił ryby. 2 razy dopłynęły łodzie, ale po krótkim hałasie popłynęły na szczęście dalej. Słońce przygrzewało, wiatru prawie nie było, a woda bajeczna :)
W końcu trzeba było ogłosić odwrót, by wskoczyć pod prysznic / do basenu (co kto lubi :), a potem polansować się w Splicie :P.
W drodze nawet spadł deszcz, ale Split powitał nas słońcem i lekkim zachmurzeniem, które potem zniknęło). Bez nawigacji (!) (haahaha) trafiliśmy na parking niedaleko Pałacu Dioklecjana (7 kn za godz.). Byliśmy już dobrze głodni, więc rzuciliśmy okiem na katedrę i przeszliśmy przez pałac w stronę promenady nadmorskiej. Tam zasiedliśmy w zasadzie w pierwszej z brzegu restauracji. Były lignje, filet z kurczaka w gorgonzoli z kluskami, białe wino. Amelka zjadła chleb podany z serkiem, tzn. dokończyła sam chleb (i kelner nawet doniósł nową porcję). I choć byliśmy najedzeni, to spacerując promenadą daliśmy się skusić na lody :) Nie dość, że porcje jeszcze większe niż w Trogirze, to jeszcze tańsze o 1 kunę (po 7 kn kugla). Jeszcze kilka wieczornych ujęć Pałacu Dioklecjana (choć trudno to nazwać pałacem, bo przecież jest to raczej miasto :) i wracamy na Ciovo.