Wieczór i pół nocy minęły na pakowaniu i szukaniu rzeczy, które jeszcze niedawno gdzieś tu leżały, a teraz zapadły się pod ziemię... A rano Wiktor tradycyjnie wstał pół godziny przed budzikiem i to był koniec spania. Może to i dobrze, bo i tak wyjazd planowany na 8:30 miał prawie godzinne opóźnienie ;-)