Jak przystało na poranek po imprezie pobudka była dopiero o godz. 9-tej :) Na śniadanie jajecznica i zbiórka na basenie. Ale Wiktor był jakiś padnięty (dosłownie i w przenośni), więc wróciłem i położyłem go spać. Pospał godzinkę i chwilę wcześniej wróciły dziewczyny. Chcąc wykorzystać wiedzę zdobytą od tubylców postanowiliśmy zjeść pizzę w Antigua. O ile dzieci nie zdążą zasnąć na tym krótkim odcinku. Wprawdzie nie zasnęły, ale i tak na pizzę się nie załapaliśmy - akurat od 9-go do dziś mieli wolne. Jakbyśmy się pospieszyli, to byśmy się mogli załapać na miejscowe wesele, bo akurat z kościoła wychodziła młoda para ;-)
Po krótkiej sesji zdjęciowej ruszyliśmy dalej. Zgodnie z planem mieliśmy wpaść na plażę w okolicy Casas de Pozo Negro (drogą nr FV-420). Jakoś przeoczyłem skręt, więc po 2-3 kilometrach zawróciliśmy. Wtedy Aga zauważyła, że w tamtej okolicy może być słabo z knajpami, a przecież w Antigua nie jedliśmy. Więc kolejna zawrotka i jedziemy w kierunku Gran Tarajal. Tuż przed odbijamy jednak do Las Playitas - małej miejscowości utrzymującej się z połowu ryb, malowniczo położonej na wzniesieniach, o wąskich i krętych ulicach. Parkujemy i schodzimy nad ocean, gdzie znajdujemy restaurację nad samym brzegiem. Tradycyjnie zamawiamy rybę w 3 odmianach. Wiktor ma dziś dzień frytkowy. Aga sączy Sangrię (mniej procentową niż ostatnio). Kelnerka poleca pojechać do malowniczego Ajuy, gdzie są wyśmienite ryby. Rachunek standardowo prawie 38 euro.
Ciemny piasek na plaży i trochę mętna woda nie zachęcają do plażowania, więc ruszamy dalej.