Najpierw był pomysł, żeby skoczyć na drugą stronę zatoki, bo na półwyspie podobno są ładniejsze plaże. Przeglądanie mapy Google niekoniecznie potwierdzało tę tezę a na pewno budziło wątpliwości dobrego dojazdu :) Ale i tak pojechaliśmy za Orikum... tylko dalej, przez przełęcz na drugą stronę gór :-)))
Liczne serpentyny, ostre nawroty, mocno w górę, piękne widoki i ... tylko Renata mówiła "nigdy więcej" :-) Z przełęczy (1030 m n.p.m.) panorama na trzy plaże i góry z drugiej strony. I tylko 14 st. na plusie. Mik zdecydował: jedziemy na drugą plażę i pokierował nawigacją. Plaża duża, trochę piaszczysta, choć zejście do wody kamieniste, praktycznie pusta, tylko niektóre knajpy czynne, mnóstwo śmieci. Słońce przygrzewa, ale wiatr skutecznie powoduje, że upału nie ma, chwilami nawet jakby chłodno. Woda ciepła, fale duże, więc tylko dorośli popływali, dzieci skaczą przy brzegu albo czekają na fale. I jedna przyszła nagle tak duża, że pod wodą zniknęła Aga i siedząca za nią Amelka :-)
Na miejscu zjedliśmy obiad. Wybór był nieco ograniczony a porcje zdecydowanie mniejsze niż w Skopje ;-) Do sałat(k)i podają tradycyjnie ciepłe pieczywo. Tym razem nie wzięliśmy dla dzieci osobnych porcji, więc zjadły coś od nas. Rachunek za całość 3600 leków.
W powrotnej drodze odkryliśmy, że dotarliśmy na trzecią plażę zamiast na drugą. Zahaczyliśmy też o pierwszą. Trwa tam budowa osiedla a na samej plaży są 2 bary i chyba oba zamknięte. Przy drodze sprzedawali miód w dwóch wersjach: z gór (ciemniejszy) i z morza (jaśniejszy). Kilogram w cenie 1000 leków.