W nocy Wiktora znaleźliśmy pod łóżkiem. Nie wiadomo, jak długo tam spał. Może się schował przed komarami? Choć te ostatnie chyba skutecznie wytępiliśmy, a przynajmniej znacznie zmniejszyliśmy ich liczebność.
W okrojonym składzie wybraliśmy się ponownie za przełęcz, tym razem na plażę w Jale. Wiatr zdecydowanie mniej dający się we znaki niż wczoraj, fale mniejsze, choć krótsze i przez to brzeg bardziej spadzisty. Plaża głównie kamienista z odrobiną piasku (przy mocno naciągniętych kryteriach). Amelka bardzo chciała chodzić z pontonem, nawet ciągnąć brata. Niestety warunki nie pozwalały na to. Na pływanie z pontonem w głębszej wodzie też nie.
Jak nieco słabiej wiało puściliśmy naszego robala w powietrze :-) Długo się nie bawiliśmy, bo zapomniałem zabrać dodatkowych baterii :( Przy plaży udało się nam znaleźć działającą knajpę. Był makaron z owocami morza, makaron z sosem i ryba dla dzieci. Duża porcja frytek i sałatka. Oraz 2 duże piwa. Rachunek na 2850 leków.