Plan był prosty. W drodze na Pag wstępujemy do większego marketu i kupujemy coś pływającego a w zasadzie dwa (za żółwia). Ale większe sklepy były dopiero w Zadarze, więc wracać na Pag już nam się nie chciało - bliżej był Nin. Natomiast w markecie mimo namowy Agi wybór nie padł na pelikana czy innego jednorożca - Amelka wytargała z półki raka (po weryfikacji w necie). Dorzuciliśmy do tego ponton, wiosła i coś do jedzenia. Warto odnotować, że pływające były po 109 kun, czyli dużo mniej niż na straganach nadmorskich.
Plaża w Nin jest dość rozległa. W naszej części były drobne kamyki, a w wodzie nawet piasek. Nasza akumulatorowa pompka nie dała rady napompować raka i trzeba było własne płuca poćwiczyć ;) Woda dużo cieplejsza niż od strony kontynentu i bez żadnych zimnych prądów. Tak wiec pluskaliśmy się praktycznie cały czas.
I tylko jakiś narwaniec przez większość czasu śmigał niedaleko skuterem wodnym mocno hałasując :/