Korzystamy z zimowej pogody i pięknej okolicy - idziemy na spacer. Nasze dzieci stęsknione śniegu bawią się w najlepsze. Latem można w okolicy rozbić namiot, jest ku temu dobra infrastruktura.
Podjeżdżamy do Snasa, idziemy do sklepu i w tym czasie podładowujemy akumulator. Ruch na drodze nie jest duży i jedzie się bardzo przyjemnie, nawet przy tych ograniczeniach do 70-80 km/h. Robimy się głodni a i samochód potrzebuje doładowania. Stajemy na stacji benzynowej. Obok stacja ładowania Mer. Podłączamy się i idziemy na pizzę. Dopiero przy wyjeździe widzimy, że po drugiej stronie (za stacją) są ładowarki konkurencji (Ionity), która zwykle jest tańsza. No trudno.
Najkrótsza droga prowadzi boczną drogą. Skręcamy, ale po przejechaniu kilometra stwierdzam, że jednak stan nawierzchni nie pozwoli mi na szybszą jazdę i lepiej jest pojechać dalej trasą E6 i zjechać dalej. Tak też robimy. Ten dalszy odcinek nie jest aż tak ośnieżony a jest też bardzo widokowy, choć o tej porze raczej się tego domyślamy. Musimy tędy wracać w ciągu dnia i wtedy będziemy podziwiać :)
Docieramy do celu. Chatka/domek jest na skraju wsi - ze zdjęć wydawała się bardziej na odludziu :-) W środku nie jest za ciepło, zmieniamy ustawienia klimatyzatora (bez widocznych efektów), podkręcamy elektryczne grzejniki i rozpalamy kozę. Na szczęście w łazience jest podgrzewana podłoga i tam jest faktycznie ciepło. Jedna sypialnia jest w drugiej części domu i tam temperatura rośnie zdecydowanie wolniej. Tak więc tylko ja idę tam spać a reszta układa się w sypialni głównej. Przed spaniem sprawdzamy jeszcze niebo, ale żadnej zorzy polarnej nie ma.