Plan obejmował jakąś niedaleką plażę, obiad i pluskanie w basenie. Poranek trochę pochmurny. Wynalazłem plażę koło Tindaya, więc raczej blisko. Ostatnie 5 km to tutejsza droga bita, czyli z wertepami. Sama plaża trudno dostępna - wysoki brzeg. Tłumów nie było, ale może to też wina pogody. Po sąsiedzku też takie plaże. W każdym razie miejsce fajne. Z żalem uznajemy, że dzieci na dół nie będziemy nosić. A tym bardziej w górę ;-) Skoro tu nie ma słońca, to kierujemy się na drugą stronę wyspy.